przyjaciele

W poniedziałek zauważyłem, że Białas chodzi jak śnięty. Słania się na nogach, ucieka przed ludźmi… Nawet koledzy, Kiler i kot, przestali się z nim bawić. Zadzwoniliśmy po weterynarza, ale ten niewiele mógł pomóc. Okazało się, że sprawę trzeba zgłosić w urzędzie miasta, żeby urzędnicy mogli zawiadomić instytucję odpowiedzialną za chore zwierzęta. Procedury takich postępowań niestety trwają. Na domiar złego wczoraj mu się jeszcze pogorszyło. Leżał w samotności pod drzewem na nic nie reagując.
Prawdą jest, że od samego początku nie darzyłem go sympatią. Nie był miły.
W kotłowni warczał na mnie tak, że niczego nie mogłem się dotknąć. Ale zrobiło mi się go szkoda. Wyobraziłem sobie dotykającą go samotność i cierpienie. Chorobę niosącą ból i poczucie odrzucenia przez bliskich. Pomyślałem sobie, że nie chciałbym znaleźć się w jego sytuacji. Bliscy odeszli… A przecież prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie…