praca
Pojechałem do pracy, żeby odebrać zalegające w kasie paski. Nazbierało się ich trochę. Wszystko przez to, że pracuję po nocach i w ciągu dnia rzadko pojawiam się w biurowych dykasteriach szpitala. Ma to swoje plusy i minusy. Praca pod osłoną nocy tworzy niepowtarzalną atmosferę życzliwości, szczerości i zrozumienia. Natomiast nieobecność w ciągu dnia sprawia, że o wszystkim dowiaduję się niemalże ostatni. W ostatniej chwili dostaję informację o bonusach ufundowanych przez dyrekcję, szkoleniach, czasem ścigają mnie za jakieś niepodpisane dokumenty, itp.
Ach! Praca… Choć wcale nie łatwa, ale i tak mam z niej kupę zadowolenia.
no i jakiś optymistyczny akcent, zalegające paski w kasie:) labora et labora ;)
Praca, praca. To tylko marne 1/4 etatu. Mam jeszcze inne trzy zatrudnienia.Dwa na państwowych posadach i jedno w kościele. Gdyby nie praca życie bylo by mniej ciekawe.
każdy etap w życiu jest interesujący, jako już niestety dorośli praca jest naszą nieodłączną potrzebą, dzięki której nie tylko zapewniamy sobie byt, ale, poznajemy siebie, nauka, nauka, nauka, nauka dostrzegania innych i siebie w tym wszystkim, ja to tak odbieram.marne nie marne, ale jest, na 1/4 etetu pracuje w galerii, a mogłabym tam siedziec godzinami, ale mam jeszcze inne zobowiazania :) powracam do żywych Tomasz, w bólach , ale powracam.
Gdybym pracowal tam więcej, musialbym zmienić charakter pracy. Dobrze jest jak jest. Mi powroty kojarzą się tak, jak Ty ich doświadczasz. A więc z bólem. Nie tyle bólem umierania, co rodzenia. No, Ty pewnie wiesz na ten temat więcej niż ja :) Tak więc witaj z powrotem!
bóle porodowe to pikuś, chociaż niektórzy twierdzą, że mężczyzna nie zniósłby tego akurat rodzaju bólu:) nic to, wraca uwielbiany przeze mnie Ojciec, ale postanowiłam sobie nie płakać już, nie zakopywać się i chodzić w śród żywych na placach, w końcu nie mnie jedną Bóg wybrał i zamierzam Go słuchać do końca, więc powinnam się cieszyć, a nie umartwiać za życia jeszcze.jestem w połowie maila do Ciebie, pewnie do północy skończę:)z uśmiechem Tomasz!
To dobrze, że masz z niej zadowolenie… bo to przyniesie owoce… jeśli już nie przynosi… a biurokracja… toż to martwy przedmiot :)
Martwy – nie martwy. W końcu i tak obslugiwany przez ludzi. W biurokracji też się czasem dzieją ciekawe rzeczy.
hihi
praca, którą lubimy- przynosi radość. Tak, jak szkoła. Szkoda, że ja chyba pomyliłam się w wyborze szkoły…, ale cóż za rok będę już studentką… Mam nadzieję, że się w innych wyborach nie pomylę.
Myślę sobie, że nawet w pomylkach jest jakaś logika. Kiedy się mylisz, pewnie jest trudniej, ale i tak można wyjść na prostą.
też bym chciała znaleźć pracę, która sprawiałaby mi radość. A radość sprawia mi tylko bieganie z aparatem…
To też jakaś praca.
jeśli lubi się to, co się robi, nie odczuwa się, że się pracuje :) a. ps. dzień ściąga na siebie wszystkie plotki i ploteczki – nocą świat jest zbyt uśpiony, by zajmować się błahostkami…
Jasne! Nocą, choć ciemno, latwiej dostrzec sprawy ważne.
Witam.Ciekawy,wzruszający blog.Czytałam cały.Wiem,życie zakonnika nie jest łatwe,ale nasze także.Tych szarych,domowych kobiet,matek.Pozdrawiam.
Pracujesz nocą Ojcze, ja pisze nocą- właśnie teraz.A czyja to wina? Ojca,mnicha- zawsze przecież można zrzucić winę za zapuchnięte od wzruszeń oczy na winowajcę-trochę to nie po chrześcijańsku przecież…ale co tam, to wina tej nieprzespanej nocy,egh nieprzespana noc….2.23 ;) i to przez kogo? Przez mnicha stojącego na skale,jak sam napisał: łysego, w okularach… przygniecionego balastem doświadczeń życia , wiecznie przemoczonego przez deszcz,smarkającego w chusteczki,nielubiącego Białasa,ścinającego lipę,szukającego skarbu pod murami klasztoru,by tylko ratować ten klasztor (ciągle będący jednak w remoncie),podtrzymujący zimne jego mury ciepłem słów, szukającego pasków za dnia….ale też jakże czułego, dobrego, pokornego, Bożego, niemalże świętego….ratującego życie każdemu, a juz na pewno tym którzy tu przystanęli….Boże mój, czy to się wydarza?….