mój ty Aniele…

„O mój Aniele, uśmiech cudowny Twój olśnił mnie, opromienił, noc czarną w jasność zmienił, będę ten uśmiech cenił po mój ostatni dzień…”. Grzegorz Turnau przypomniał mi dziś krakowskie Anioły. Wydaje się, że od tamtego czasu minęły już wieki…
Najbardziej wspominam E. i śluby zakonne, które dokładnie dziewięć lat temu składała, właśnie w Uroczystość Zwiastowania. Profesor nie chciał zwolnić mnie z wykładów, więc w przerwie sam się zwolniłem niepostrzeżenie wymykając się z budynku seminarium.
Pamiętam, że uroczystość była skromna. Romański kościółek, najbliższa rodzina, kilkoro przyjaciół… i uśmiechnięta twarz E., prawdziwie anielska!
Powiem, że konsekracja zakonna naprawdę wyzwala. I choć wcale nie jest tak, że problemy znikają na zawsze (wręcz przeciwnie, często dopiero się pojawiają), to jednak uczucie wolności zdaje się rozrywać nawet największe pęta ludzkich słabości. Piszę to z dość już sporej perspektywy, a jednak uczucie to nieustannie mi towarzyszy. W każdym bądź razie dobrze jest spotkać Anioła, który porwie cię do tańca. Na życie i na śmierć.