M.

– Witaj M. – Powiedziałem przytłumionym głosem.
– Witaj!
Korytarz był pusty. Przytłumione światło zostawiało po sobie delikatny półmrok, jednak nie na tyle ciemny, by nie można było rozróżnić kształtów rzeczy.
– To dla Ciebie. – Wyjąłem z kieszeni kurtki duże czerwone jabłko i położyłem przed nią na stoliku.
– Dobrze wyglądasz. Co u Ciebie?
– Dziękuję, wszystko w porządku. Lekarz powiedział, że niedługo wyzdrowieję.
– To dobra widomość! – Uśmiechając się spojrzałem jej w oczy. – W takim razie pewnie już niedługo do nas wrócisz.
Zapadło milczenie. Szpitalne korytarze nie są zbyt przyjemnym miejscem do prowadzenia nocnych rozmów. Chociaż z drugiej strony, to właśnie one prowokują do refleksji. To właśnie tutaj życie widać jak na dłoni. Wszystkie jego dobre i złe strony.
Tyle już razy przesiadywałem wieczorami na szpitalnych korytarzach gwarząc z ludźmi o życiu! O pozostawianiu trudnych spraw za sobą i o otwieraniu się na to, co nieuchronne.
Życie… Tyle w nim niespodzianek, nieoczekiwanych roszad, niewiarygodnych zwrotów akcji, tyle wszystkiego, że… że nie sposób go ogarnąć. Myślę teraz o ludziach, o których ocierałem się, i o nocnych rozmowach z nimi. Wszyscy pozostawili po sobie ślad. Wciąż żywy. Wszystkich mam w pamięci. Wszystkich…