jak łatwo się wyrzec, jak trudno utracić

Dziś jakoś szczególnie myślę o ofiarowywaniu. Ofiarowywaniu przede wszystkim siebie. Kiedy w bazylice katedralnej w gronie osób konsekrowanych celebrowaliśmy Eucharystię zastanawiałem się na ile moje życie jest darem, właściwie to ofiarą złożoną Panu Bogu? Myślę sobie, że łatwo można się czegoś wyrzec. Zresztą, wiele razy to przecież robiłem i wciąż robię. Przypominają mi się jednak chwile, kiedy coś traciłem. Z różnych powodów. Coś, co było dla mnie ważne, na czym mi zależało, czego w głębi serca bardzo pragnąłem. Wszystkie te sytuacje były związane z wewnętrznym buntem, sprzeciwem, często również z cierpieniem. Były to utraty, na które wcale nie miałem zgody. Dopiero po jakimś czasie przychodził spokój i zrozumienie. Wspominając te sytuacje myślę sobie, że to właśnie one były prawdziwymi aktami ofiary z siebie w imię czegoś bardziej wartościowego i piękniejszego. Pewnie też dlatego, bo za nie najwięcej musiałem zapłacić.
Patrząc przed siebie zastanawiam się: ile jeszcze zostanie mi zabrane?