dzień w dolinie mgieł
Zamknąłem drzwi na klucz i powoli ruszyłem w stronę sal pacjentów.
Korytarz wypełniony był przytłumionym światłem, w którym chorzy, jak mdłe cienie, snuli się niczym zombie. Poczułem zapach. W powietrzu unosiła się woń jakichś chemikatów. Może lekarstw albo środków czystości..?
– No tak, – pomyślałem – Tak właśnie pachnie psychiatryk. O ile do jego zapachu pewnie można się przyzwyczaić, o tyle nieustanne życie w świecie cieni już wcale nie wydaje się takie proste.
Przy jednej z sal zaczepiła mnie młoda kobieta.
– Przepraszam… Pan jest księdzem, prawda?
– Tak. – Odparłem. – Jakoś tak wyszło…
Kobieta kiwnęła głową, a ja uśmiechnąłem się i poszedłem dalej.
Przy końcu korytarza zobaczyłem M. jak siedziała przy stoliku wpatrując się w pustą dal. Rozejrzałem się. Wokoło nie było niczego i nikogo. Tylko przestrzeń pusta jak ogołocona dusza. Beznamiętna dusza… Beznamiętnie spokojna…
~www.bardziej.wordpress.com
Z ciszą jest tak dziwnie, że z reguły nie wróży nic dobrego. A niekiedy bardzo dużo zmienia.A propos dzieciństwa, nie zawsze jest tak, że dobre jest tylko z perspektywy. Zawsze można zostać kidultem. Ale nie wiem czy to dobre.Wesołego Alleluja dla Ciebie!
~Biedronka
Czasami takie spojrzenie przeraża bo zamyka bramę do życia wszelakiego.Ktoś wcześniej musiał tę zamek w drzwiach mocno zatrzasnąć.Pozostała cela psychiatryka.Zapach, chemikalia , cienie i pusta przestrzeń dla nas oglądających, smakujących życie.Ale czy dla tej kobiety? Tylko Bóg to wie.
~Biedronka.
Tak, Bóg już odpowiedział na to pytanie w międzyczasie także mojej wędrówki po postach Ojca.Dziękuje za te posty-modlitwy.