dwa pieniążki

W życiu jest tak, że często jak nie wiadomo o co chodzi to pewnie chodzi o pieniądze. I to jest temat, który niemalże nieustannie towarzyszy wielu dyskusjom, zwłaszcza o Kościele i duchowieństwie. No cóż, pieniądze ważne są i potrzebne. One w dużej mierze określają pozycję człowieka wśród innych ludzi. Niemniej jednak, jak się powiada, szczęścia prawdziwego nie dają i pewnie nigdy nie dadzą. Przeglądałem posty i komentarze na wielu blogach. Sporo słów dziś napisano na ten temat. Pewnie dlatego, że po raz kolejny w Ewangelii pojawia się historia ubogiej Wdowy i jej dwóch pieniążków. Prawdą jest, że częściej dajemy z nadmiaru, niż z niedostatku. Pan Jezus słusznie to zauważył. Każdy też jakoś próbuje troszczyć się o siebie. O dom, rodzinę, spokojne i w miarę dostatnie życie. I rzeczywiście nic złego w tym nie ma. Z drugiej strony, nie chodzi też o to, żeby wszystkim rozdawać wszystko. Jeśli to zrobię, to nic mi nie zostanie i zapewne przepadnę gdzieś na dworcu kolejowym, albo w ziemiance wykopanej w pobliżu elektrociepłowni, bo tam może nie zamarznę. Podobało mi się stwierdzenie brata dominikanina, o. Zięby, przytoczone przez jedną komentatorkę blogowych postów (nick: Kropka), który powiedział: „To, że ktoś mniej ma, wcale nie oznacza, że bardziej byje”. Zamiast więc rozdawać wszystkim wokoło blaszane pieniążki, rzeczy, które nam w domach zawadzają, stare meble, wytarte ciuchy, sponiewierane buty… spróbujmy dać to, co o wiele więcej kosztuje, a co wszyscy przecież mamy: czas, obecność, dobre słowo, wsparcie, zaufanie, kolejną szansę… Może to sprawi, że zaczniemy wreszcie czerpać z życia prawdziwą radość?