demony przeszłości
Dachowe eskapady sprzed tygodnia zmusiły mnie do wizyty u lekarza. I dobrze! Każdy powód do zadbania o siebie wydaje się być dobry. Powiedziałem pani doktór, że to demony przeszłości znów do mnie powracają. Zresztą, tak naprawdę przecież nigdy nie zostawiły mnie w spokoju. Zauważyłem, że ilekroć coś robię są tuż za mną, z tyłu głowy. Chcąc podjąć jakąkolwiek decyzję waham się, zastanawiam, myślę, rozważam czy przypadkiem nie powrócą znowu?
Rozmawiając wczoraj z moim rodzicem powiedziałem mu: starość – nie radość! Uśmiechnął się tylko. Poczułem to w słuchawce telefonu. Pomyślałem sobie, że prawie przy każdej okazji to ja właśnie mu powtarzam, żeby poszedł do lekarza, żeby dbał o siebie, a tymczasem sam nic ze sobą nie robię. Ktoś powie: żyj szybko i umieraj młodo! I może jest w tej filozofii jakiś sens. Wydaje mi się tylko, że ryzyko powinno także mieć swoje granice. W przeciwnym wypadku przestaje być ryzykiem, a staje się zwykłą brawurą i kuszeniem Losu, nieodpowiedzialnością. Jak przebieganie przez ulicę na chwilę przed pędzącą ciężarówką.
Pani doktór przepisała mi jakieś medykamenty. Dostałem nawet serię zastrzyków! Próbuję sam dla siebie być pielęgniarzem i wstrzykuję sobie leczniczy preparat.
Zdrowie, tak jak życie, również rodzi się w bólach.
:) w pełni wykwalifikowany. zdrowiej!
:) Zdrowieję. Już jest lepiej!
ostatnie zdanie genialne. I zdrowia życzę!
Dzięki!
Szybkiego powrotu do zdrowia! aaa i bezbolesnych zastrzyków / powiadają iż tak nie boli jak się samemu je robi / ;)Pozdrawiam :)
Rzeczywiście, boli mniej. Pierwsze dwa dostałem od lekarza psychiatry i pielęgniarki. Teraz szprycuję się sam :)
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia! :)I łączę się w “cierpieniu” w związku z zastrzykami :P
Zastrzyki wcale nie są takie straszne. Zresztą, igły mam cienkie, więc i tak prawie wcale ich nie czuję.
Starość – nie radość, młodość – nie wieczność! :)Niestety, ale i nam przybywa coraz więcej lat i powoli zmierzamy ku starości, choć wcale nie jest powiedziane, że jej dożyjemy. ;) Niemniej warto dbać o swoje zdrowie, bo jak ono jest cenne wie każdy, kto je stracił w jakimś stopniu. A pewne zmiany w naszym organizmie są nieodwracalne… Swoją drogą – paradoksalnie – trzeba mieć zdrowie, żeby chorować i zmagać się z cierpieniem! :)Pozdrawiam porekolekcyjnie! :)
Póki co, na szczęście, jeszcze je mam, więc i czasem zdarza mi się chorować :)
Zyj szybko, umieraj młodo. Absolutnie nie ma to dla mnie sensu. To punkt widzenia kogoś komu sie wydaje że jest odpowiedzialny tyllko za siebie.
Słuszna uwaga. Też jestem podobnego zdania.
Każdy ma swoje demony.Wracaj do siebie!
Na szczęście niezbyt daleko odszedłem. Już prawie jestem z powrotem. Dzięki.
Umrzyj młodo – zostaw atrakcyjne zwłoki!
Organizm mój, choć stosunkowo jeszcze młody, to jednak doświadczony. Nie jestem pewien czy byłby atrakcyjny :)
widzę, że zajrzałam tu już gdy pożar przygasa :) to dobrze. Choróbska, to paskudna sprawa, ale tym łatwiej docenić czas kiedy nic nie dolega:) Ja leczę teraz kolana…z nadzieją, że latem znów rower będzie do wykorzystania zamiast podpierać ścianę;) Pozdrawiam! Obyś wiosnę przywitał już zdorwy i sprawny:)!
Nie skrywam nadziei, że tak właśnie będzie!
.. życzę Tobie… powrotu do zdrowia… wiem, jak to jest kiedy cos zaczyna szwanoować… z całego serca zycze Tobie abys wrócił do pełni sił… Ps. jestem pełna podziwu Twoim wspinaczkom :). Ja chyba w tym przypadku zbyt bojaźliwa jestem :). Pozdrawiam ciepło…
Dziękuję za troskę! To miłe.A co do bojaźni – kto nie ryzykuje, nie pije szampana!