poczytaj mi…

Po kilku, a może nawet po kilkunastu miesiącach przerwy postanowiłem wrócić do moich ulubionych książek. Po przyjeździe z urlopu, odczuwając potrzebę duchowej lektury, całkiem bez namysłu, spontanicznie, przeleciałem wzrokiem po grzbietach książek stojących na regałach w mojej celi i wziąłem do ręki jedną z nich…
Minione miesiące zupełnie wyautowały mnie z czytania tego, co dawało mi wytchnienie. Zaabsorbowany myślami o pracy, szkoleniach i Bóg jeden wie czym jeszcze, trochę z konieczności, a trochę z obowiązku pochłonięty byłem studiowaniem fachowej literatury psychologicznej. Teraz czuję, że przyszło zmęczenie. Moja głowa chyba uodporniła się na przyjmowanie naukowych pakietów wiedzy. Wiem, że to jeszcze nie koniec przedzierania się przez świat ludzkich ran, cierpień i lęków, jednak coraz intensywniej zaczynam odczuwać potrzebę duchowego wytchnienia. Poza tym mam na półkach trochę literatury, której jeszcze nawet nie liznąłem. A więc, do dzieła!

it’s amazing

Świętując na zebraniu klinicznym 30 urodziny koleżanki z pracy przypomniał mi się czas mojego wchodzenia w czwartą dekadę życia. Wydawało mi się wtedy, że jestem już stary :) Nie tyle jednak z powodu trzydziestki na karku, co z karkołomnych doświadczeń, przez które wtedy miałem szczęście przechodzić. Przypomniały mi się moje refleksje z tamtego czasu. Pamiętam, że ciągle chodziła mi po głowie rzecz o umieraniu. Dla świata, dla siebie, umieraniu dla namiętności, dla grzechu…Być może dlatego, że wówczas bardzo chciałem żyć? Pamiętam, że jak narwany wykorzystywałem każdy fragment czasu. Praca, setki różnych spraw, wysysające siły spotkania z ludźmi, po których myślałem, że dalej już nie pójdę. Do tego jeszcze poczucie, że świat, w którym przyszło mi żyć jest dziwny i zwariowany. Głowa bolała mnie od ciągłego usensowniania tego, co w moim przekonaniu było bez sensu. Niemal bez przerwy miałem też wrażenie, że nie nadążam, bo wszystko, co robię i tak miało być na wczoraj.
Proste mieszkanie, nakryty obrusem stół, kilkoro przyjaciół… Anna, Anastazja, Oleg z żoną Iriną i ich dzieciaki Nastka i Sasza. Siedzieliśmy prawie do wczesnych godzin rannych jedząc i pijąc za zdrowie jubilata.
Dziś, patrząc na Edytę, uświadomiłem sobie, że wtedy, choć miałem plany i tysiące pomysłów do zrealizowania, przyszłość była zupełnie poza moimi wyobrażeniami.
Zdumiewające… Jak w zmyślny sposób Pan Bóg potrafi zmieniać rzeczywistość!

sztuka latania

Leżąc na trawie przypatrywałem się samolotom szybującym po bezchmurnym niebie. Ciekawe, jakie to uczucie żeglować w powietrzu? Świat z takiej perspektywy musi przecież wyglądać zupełnie inaczej.
Spojrzałem na siedzących obok mnie przyjaciół. Byli pochłonięci rozstrzyganiem jakichś życiowych kwestii.
Wystawiłem twarz do słońca, zamknąłem oczy i próbowałem wyobrazić sobie, że szybuję z wiatrem.
Świat rzeczywiście musi wyglądać inaczej – pomyślałem po chwili. Wysokość otwiera zupełnie nową perspektywę patrzenia na życie. Na sprawy, problemy, pracę, samego siebie… To prawie tak, jakbyś oderwał się od siebie, wzniósł ponad i patrzył na wszystko z góry, powoli nabierając dystansu.
Cóż, chyba zacznę zbierać do skarbonki na paralotnię :)

wisełka

– Pięknie! – Powiedziałem wrzucając kolejny już kamień do wody. – Niby w mieście, a jakby na wsi.
Uśmiechając się spojrzałem na resztę. Andrew gramoląc się w krzakach rąbał siekierą zwalone i uschnięte drzewo, a dziewczyny, siedząc wygodnie na wiślanym piasku prowadziły damską rozmowę. Było cicho i spokojnie. I gdyby nie dobiegający z oddali delikatny szum przejeżdżających samochodów i migocące na horyzoncie światła miasta, można by pomyśleć, że jesteśmy gdzieś w bieszczadzkiej głuszy.
Szkoda, że spotykamy się tak rzadko, pomyślałem. Praca, obowiązki, codzienne sprawy, no i dzieląca nas odległość… A przecież bez realnego bycia ze sobą trudno mówić o budowaniu relacji. Zresztą, gdyby nie telefon sprzed kilku dni z zaproszeniem do wzięcia udziału w pewnej inicjatywie, dziś by mnie tu nie było. No cóż, okazuje się, że warto wykorzystywać chwile i pojawiające się możliwości. Mam doświadczenie, że spontanicznie podejmowane decyzje, w moim życiu okazywały się najbardziej owocne. Przynosiły najwięcej zadowolenia i satysfakcji.
– Wieczór, woda, piasek, ognisko, kiełbasa, ludzie, spotkanie… – Dobrze jest, pomyślałem.
Dorzuciłem do ognia kilka kawałków drewna i pobiegłem szukać patyków do pieczenia kiełbasy.