it’s amazing

Świętując na zebraniu klinicznym 30 urodziny koleżanki z pracy przypomniał mi się czas mojego wchodzenia w czwartą dekadę życia. Wydawało mi się wtedy, że jestem już stary :) Nie tyle jednak z powodu trzydziestki na karku, co z karkołomnych doświadczeń, przez które wtedy miałem szczęście przechodzić. Przypomniały mi się moje refleksje z tamtego czasu. Pamiętam, że ciągle chodziła mi po głowie rzecz o umieraniu. Dla świata, dla siebie, umieraniu dla namiętności, dla grzechu…Być może dlatego, że wówczas bardzo chciałem żyć? Pamiętam, że jak narwany wykorzystywałem każdy fragment czasu. Praca, setki różnych spraw, wysysające siły spotkania z ludźmi, po których myślałem, że dalej już nie pójdę. Do tego jeszcze poczucie, że świat, w którym przyszło mi żyć jest dziwny i zwariowany. Głowa bolała mnie od ciągłego usensowniania tego, co w moim przekonaniu było bez sensu. Niemal bez przerwy miałem też wrażenie, że nie nadążam, bo wszystko, co robię i tak miało być na wczoraj.
Proste mieszkanie, nakryty obrusem stół, kilkoro przyjaciół… Anna, Anastazja, Oleg z żoną Iriną i ich dzieciaki Nastka i Sasza. Siedzieliśmy prawie do wczesnych godzin rannych jedząc i pijąc za zdrowie jubilata.
Dziś, patrząc na Edytę, uświadomiłem sobie, że wtedy, choć miałem plany i tysiące pomysłów do zrealizowania, przyszłość była zupełnie poza moimi wyobrażeniami.
Zdumiewające… Jak w zmyślny sposób Pan Bóg potrafi zmieniać rzeczywistość!

sztuka latania

Leżąc na trawie przypatrywałem się samolotom szybującym po bezchmurnym niebie. Ciekawe, jakie to uczucie żeglować w powietrzu? Świat z takiej perspektywy musi przecież wyglądać zupełnie inaczej.
Spojrzałem na siedzących obok mnie przyjaciół. Byli pochłonięci rozstrzyganiem jakichś życiowych kwestii.
Wystawiłem twarz do słońca, zamknąłem oczy i próbowałem wyobrazić sobie, że szybuję z wiatrem.
Świat rzeczywiście musi wyglądać inaczej – pomyślałem po chwili. Wysokość otwiera zupełnie nową perspektywę patrzenia na życie. Na sprawy, problemy, pracę, samego siebie… To prawie tak, jakbyś oderwał się od siebie, wzniósł ponad i patrzył na wszystko z góry, powoli nabierając dystansu.
Cóż, chyba zacznę zbierać do skarbonki na paralotnię :)

królewskie rules

Królewskie miasto, jak na ironię, przywitało mnie deszczem. Kiedy chwilę wcześniej wyjeżdżałem z domu też lało. Spędziłem więc w aucie dobre kilkanaście minut zanim zdecydowałem się na podjęcie ryzyka przemoczenia habitu w czasie biegu przez parking do klasztoru.
Spotkanie z Jakubem i Mario. Kawa, jaką lubię i pasta na kolację. Spacer po ogrodzie, rozmowa szczera i refleksja, że życie zmienia się, ale się nie kończy, więc idziemy dalej. Tak?
Wieczór w kawiarni przy Brackiej, i rozważania M, na temat kryzysu w małżeństwie i inwestycjach w nieruchomości. Uśmiechając się powiedziałem, że działka pod Myślenicami to niegłupi pomysł. Tylko wyprowadzając się z domu, oprócz psa, mogłabyś zabrać ze sobą również męża…
Zwariowany świat! Egh!

cztery noce z Anną

Powietrze na podwórku pachniało duchotą i deszczem. Słońce skryły nadciągające od zachodu burzowe chmury. Uśmiechnąłem się do nich.
– Jeśli spadnie deszcz nie trzeba będzie podlewać grządek brata Mario, które po sobie pozostawił wyjeżdżając w ubiegłym roku do Rzymu.
Pomimo duchoty jednak podwórko klasztorne tętniło życiem. Narcotraficantes kończyli pracę, ktoś coś chciał, kiedy ktoś nie chciał nic, inni biegali, a ludzie powoli zaczynali schodzić się do kościoła na nabożeństwo.
Siedząc na ławce pomyślałem o urlopie, który spędziłem w Tatrach.
Przeciskanie się w błocie przez wąskie korytarze jaskiń w Dolinie Kościeliskiej, wspinaczka na Granaty i zjazdy w strugach deszczu. Chwile napięcia i grozy, kiedy lina, jakby na złość, klinowała się między skałami, refleksje w schroniskach i powroty do domu z plecakiem, który ważył chyba tonę. Wieczory na Krupówkach, pizza, zwariowane pomysły i spokój w amfiteatrze ze skał pod Kazalnicą Miętusią.
Na chwilę zrobiło mi się smutno.
Chyba z poczucia, że ludzie przewalają się przez moje życie jak turyści w słoneczny dzień przez Krupówki. Jedni przechodzą prawie niezauważeni, a inni zapisują się w pamięci na dłużej. Czasem nawiązujesz z nimi relację na chwilę, a czasem długo nosisz w sercu. Czasem ktoś odchodzi, a czasem pojawia się ktoś inny. Życie… Po prostu!
Refleksja na dziś po wieczorze spędzonym na ławce i rozmowach kilku:
Choć nie mam obsesyjnych pragnień zatrzymania przy sobie tych, których kocham, jak bohater filmu J. Skolimowskiego, to jednak chciałbym, by coś w moim życiu trwało dłużej, niż cztery noce z Anną…