kościół nasz obolały

W kwestii uszczelniania okien wszystko się wyjaśniło. Pogoda, póki co, dopisuje, więc postanowiliśmy dłużej nie zwlekać z naprawą. Historia miała jednak swój początek jakiś czas temu…

Pewnego dnia, siedząc w kaplicy poczułem jak coś kapie mi na głowę. Wyrwany z modlitewnego zamyślenia spojrzałem do góry. Padający od jakiegoś już czasu deszcz spływał po wewnętrznej stronie kopuły nad kaplicą. Przypatrując się uważnie zobaczyłem, że woda przecieka przez metalowe framugi okien.
– Kościół nasz obolały! – Westchnąłem. – W domu ciągle rozmawiamy o remontach, ale nasze rozmowy sprowadzają się jedynie do pobożnych życzeń. Od kapituły do kapituły. Od złożenia jednego wniosku o dotacje unijne do drugiego. Pobożne życzenia jednak klasztoru nie odrestaurują. Co więcej! Dzięki nim zapewne sami też się nie zmienimy na lepsze…
Kilka dni później, podczas przechadzki po dachu postanowiliśmy dokonać ekspertyzy pokrycia kaplicy. Analiza danych, zebranych podczas rzutu fachowego spojrzenia pokazała, że stan techniczny okien zamontowanych w wieży nad kopułą jest, co najmniej opłakany. Po pierwsze są nieszczelne, przez co ucieka ciepło i kiedy pada deszcz do środka leje się woda, a po drugie ich metalowe framugi nie przylegają do ściany tworząc w ten sposób szpary, w które można włożyć dłoń. Pianka montażowa, na której były osadzone po prostu już zmurszała i praktycznie w całości nadaje się do wymiany.
Cóż, żeby zapewnić sobie spokój podczas porannych modlitw i medytacji z werwą zabraliśmy się do roboty. Pobiegłem do sklepu kupić specjalną piankę odporną na warunki atmosferyczne i kilka tub równie odpornego silikonu, natomiast Samuel dla bezpieczeństwa zamontował na wieży poręczówkę do asekuracji. Oczyszczone miejsca dokładnie wypełniliśmy chemikatem. Nadmiar pianki usunęliśmy specjalnym nożykiem, po czym wszystko dla dodatkowej ochrony zaklajstrowali silikonem. Skuteczność pracy będzie jednak można sprawdzić dopiero podczas jesiennej słoty. Po skończonej robocie zebraliśmy puste tuby, noże, rękawice, sprzęt asekuracyjny i zjechaliśmy po linie na dach klasztoru.
Siedząc na kominie wentylacyjnym spoglądaliśmy w dal. Pomimo głębokiego października czułem jak słońce grzeje mi plecy. Było cicho i spokojnie. Bezchmurne błękitne niebo rozlewało się nad połyskującymi w słońcu kolorowymi dachami domów. Spojrzałem na stojący na wzgórzu zamek. Musiałem zmrużyć oczy. Promienie słoneczne biły mi prosto w twarz. Jak dobrze czuć na sobie ich ciepło – pomyślałem.
Cudowność chwili sprawiła, że zapomnieliśmy o kaplicy, kopule, nieszczelnych oknach, oberwanych gzymsach i apokaliptycznych wizjach grożącej nam katastrofy budowlanej, które jak złe sny prześladowały przełożonego. W tej chwili było to już nieistotne, odległe, zapomniane… W tej chwili byliśmy jak dwa koty wygrzewające się na słońcu.

Możesz również polubić

10 komentarzy

  1. ~MM

    Zawsze zazdrościłam tym, którzy na różne rzeczy mogą patrzeć “z góry” ;) Odkrywa się zupełnie inny świat. I faktycznie super są takie chwile kiedy zapomina się o wszystkim, a tylko trwa w zachwycie…No, no “złote rączki” ci mnisi. Oby już nie przeciekało :)

    1. karolina242@poczta.onet.pl

      Mnie klasztory zawsze kojarzyły się z jednej strony z niesamowitą bliskością Boga, modlitwą i pracą, a z drugiej strony z… ruiną :( Szkoda, że tak dużo tych budowli jest w opłakanym stanie, sama to widzę po klasztorze dominikanów w moim miasteczku. O ile franciszkanie wszystko mają “cacy”, o tyle biali mnisi… Żal patrzeć, bo nieraz z klasztoru do zakrystii i na ołtarz wybiegały myszki…

      1. Tomasz

        W naszym domu przecieka dach (cały jest do wymiany), zachodnia część klasztoru od strony wirydarza jest zgniła, tynki się sypią, zabudowania przyklasztorne też wymagają remontu. Klasztor był budowany w drugiej połowie XIV wieku. Od tamtego czasu został nieco przebudowany, a w ostatnich dziesięcioleciach potwornie zniszczony. Na szczęście to nie zasługa zakonników. Pomimo trudności mamy jednak nadzieję na lepsze widoki.

        1. ~espebe

          Czasem jak ojciec opisuje jakieś widoki albo rejony to mam wrażenie jakby do był jakiś świat z fantastyki :)

          1. Tomasz

            Dla mnie to codzienność, w której jestem zanurzony po uszy. Czasem rzeczywiście może trochę bajkowa, ale tylko z pozoru. Cały czas jednak mam trudności z uchwyceniem jej w słowa.

    2. ~Tomasz

      Zobaczymy jak przyjdą deszcze :)Patrzenie z góry to rzeczywiście dobra umiejętność. Ale też nie zawsze umiem tak patrzeć.

      1. ~MM

        Miałam na myśli głównie pilotów i takich różnych wspinaczy. I właśnie ich widoki. Gdyby po śmierci czekała nas reinkarnacja, zawsze marzyłam, żeby zostać ptakiem. A “patrzenie z góry” na ludzi… sama staram się tego nie robić i unikam tych, którym się to zdarza.

  2. ~Maria

    Ciekawy tytul tego eseju nie oblany ale obolaly.To jest tak jak w naszym zyciu cos sie psuje i cos trzeba naprawic bywa to czasami niebezpieczne ale jakze jestesmy szczesliwi jezeli sie uda – to tak jakby slonce zjrzalo do nas na dluzej.

    1. Tomasz

      To poczucie sukcesu i wartości pracy :)

      1. ~Biedronka

        Szczęściarz ;)

Skomentuj ~Biedronka Anuluj

Time limit is exhausted. Please reload CAPTCHA.